Entries in kuchnia (8)

wtorek
sty142014

Zwierzęce przysmaki

Rozśmieszają mnie, rozczulają, pocieszają, gdy mi smutno, utrzymują w dobrej kondycji... O kim mowa? O moich dwóch czworonożnych pieszczochach oczywiście :) Rubee i Holly są z nami już od kilku lat i nie mogę sobie wyobrazić życia bez nich. 

 

Rubiego i Holly krótka historia

Od dziecka moim marzeniem było mieć psa, jednak alergia taty nie pozwalała nam na trzymanie żadnych zwierząt w domu. Gdy tylko wprowadziliśmy się z D. do naszego własnego domu, oznajmiłam, że chcę psa :D  I całe szczęście mówiąc to wiedziałam, że sam jest miłośnikiem tych uroczych czworonogów, bo nawet specjalnie go namawiać nie musiałam :) W ten oto sposób cztery lata temu zamieszkał z nami angielski Springer Spaniel - Rubee.

 

Jakiś rok później znajoma z pracy zaczęła opowiadać, jak jej sąsiad traktuje kilkumiesięczną suczkę... trzymał ją zimą na dachu (!!!) bez żadnego posłania i jedzenia. Koleżanka ją dokarmiała, gdy sąsiada nie było w domu... Mnie serce się krajało słysząc te opowieści. Pamiętam, jeździłam do domu i opowiadałam mężowi o tej bidulce. Wkrótce znajoma powiedziała, że coś trzeba z tym zrobić, a ja zgłosiłam się na ochotnika... zapukałam do drzwi idioty. Otworzył mi niechlujny, łysiejący pan w średnim wieku z brylami jak u Stępnia z Trzynstego Posterunku (pamiętacie?). Powiedziałam, że chciałabym odkupić tego psa od niego, na co on odszczeknął niegrzecznie, że jeśli ją chcę mogę ją sobie zabrać i... zatrzasnął mi drzwi przed nosem! Winnie (bo tak suczka miała pierwotnie na imię) była wychudzona i panicznie bała się samochodu. Pod czujnym okiem weterynarza doszła jednak szybko do siebie, wkrótce nauczyła się też, że jazda autem oznacza wspaniałe przygody - podróże na plażę, do lasu, itp. Teraz, gdy tylko widzi otwarty bagażnik radośnie do niego wskakuje :) Raz wskoczyła nawet sąsiadce do samochodu :) Bagażnik, to bagażnik, nie? Co to za różnica, do kogo należy :)

Obecnie Holly nie odstępuje mnie na krok (piszę to z Holly leżącą pod moim krzesłem). Czasem jest też bardzo zazdrosna o Rubiego, dlatego szybko musieliśmy się nauczyć drapania pod uchem na dwie ręce jednocześnie. Ci, którzy mają więcej, niż jednego psa wiedzą o czym mówię :)

 

Jak rozpieścić czworonoga

Cała nasza rodzina (z wyjątkiem D. siostry, która panicznie boi się psów) jest zakochana w Rubee i Holly i strasznie je rozpieszczają. Ilekroć rozmawiam z rodzicami na Skype, muszę im pokazać wnuki (bo tak je dla żartu nazywają) :) Ilekroć przyjeżdżają do nas na urlop, przywożą ze sobą dla nich jakieś smakołyki i zabawki :) Moi teściowie z kolei zawsze kupują im u rzeźnika pyszne kości :) A jak ja je rozpieszczam? Piekę im ciasteczka o smaku masła orzechowego, które każdy szczekający czworonog uwielbia :) Są bardzo proste do zrobienia, a ja wiem przynajmniej, co jedzą :) Nie ma w nich żadnej chemii, konserwantów czy barwników. Zawsze piekę więcej i rozdaję później znajomym i sąsiadom.

 

Biszkopty dla psów

Składniki:

-2 szklanki mąki razowej lub bezgluteinowej,

-1 szklanka płatków owsianych,

-1/3 szklanki masła orzechowego,

-3/4 szklanki gorącej wody.

 

W misce mieszam ze sobą wodę i masło orzechowe. Dodaję płatki owsiane, a następnie mąkę. Ugniatam tak długo, aż powstanie gładka, jednolita masa o konsystencji modeliny (jeśli klei się do rąk, dodaję jeszcze trochę mąki). Nagrzewam piekarnik do 180 stopni. Ciasto rozwałkowuję na około pół centymetra grubości i kroję na kawałki. Biszkopty piekę około 40 minut. 

 

Dla zabawy lubię wycinać ciasto foremkami o kształcie kości (foremki udało mi się znaleźć w Tk&Maxx). Biszkopty zawsze przechowuję w ogromnym słoju, dzięki czemu przetrwają nawet do kilku tygodni. Jest to naprawdę super prosty do zrobienia przepis: 10 minut robienia, 40 minut pieczenia i voila! Bałaganu w kuchni też po nim za wiele nie ma, za co jeszcze bardziej go lubię :) No i oczywiście miny psów, gdy widzą przed sobą takiego biszkopta... bezcenne :)

wtorek
gru102013

Wigilijny stół... już gotowy?

Oj dzieje się w naszym domu, dzieje! Naliczyłam 5 ogromnych pudeł z dekoracjami świątecznymi, które zostały zniesione ze strychu. Tylko połowa z nich została opróżniona, druga połowa to popękane bombki, urwane łańcuchy choinkowe, wypalone do połowy świeczki i inne uszkodzone dekoracje świąteczne.

-I po co ja to trzymam? - pytam samą siebie.

Obiecałam sobie solennie i obiecuję tu, na łamach bloga, że do Świąt zrobię porządek i część gorszych dekoracji wyrzucę, a inne, te lepsze, oddam do sklepu charytatywnego. I miejsca więcej będzie na strychu i szczęśliwsza będę w przyszłym roku, gdy w grudniu będziemy znosić na dół wszystkie te kartony. Oczywiście gorąco Was zachęcam do tego samego - po co otaczać się przedmiotami, których od lat nie używaliśmy?

No, ale wracając do tematu naszego domu... Kuchnia stoi już i czeka udekorowana pięknie na Święta. Przedpokojowi i salonowi jeszcze trochę brakuje, ale na dniach również i one będą w pełni gotowości do Świąt. 

Standardowo, jak co roku, na lampach nad stołem zawiesiłam dekoracje. Dotychczas były to zawsze bombki, jednak tym razem zrobiłam mały misz-masz i zawiesiłam wszystkiego po trochu: ręcznie robione pompony z papierowych serwetek według TEGO przepisu, papierowe gwiazdy i kilka bombek. To wszystko dodatkowo ozdobiłam sznurem lampek choinkowych na baterie :) Całość wygląda nieziemsko przy zgaszonych światłach. Już nie mogę doczekać się Wigilii! A Wy?

środa
lis062013

Najlepszy antydepresant

- To nie cebule wyciskają mi łzy z oczu... to przebywanie w tej kuchni... - Czy macie czasem ochotę wyjść z kuchni, trzasnąć drzwiami i nigdy więcej tam nie wrócić? Ja nigdy, ponieważ moja kuchnia działa na mnie jak antydepresant. Chyba śmiało mogę rzec, że jest również ulubionym miejscem przesiadywania moich gości (latem, bo zimą wybierają grzanie się przy kominku w salonie :)).

Ten post dedykuję wszystkim tym, którzy pytali mnie ostatnio o zdjęcia i parę szczegółowych informacji na temat mojej kuchni:

1. Moje ulubione narzędzie kuchenne? Actifry Tefal - da się w nim zrobić zdrowe frytki na jednej łyżeczce oleju i bez smrodu w domu!

2. Znienawidzone narzędzie? Żelazko... nie znoszę prasować :)

3. Boazerię na ścianie za stołem zrobiłam sama z kilku desek! Całość kosztowała kilkanaście euro i nie wymagała jakiś szczególnych umiejętności. Długie deski zostały po prostu przyklejone do ściany za pomogą mocnego kleju (chwycił od razu!), następnie pomalowane na biało, dając efekt drogiej i eleganckiej boazerii. Szczegółowy opis, jak ją zrobiłam, znajdziecie TU.

4. W spiżarni znajduje się wszystko, co mogłoby zagracić kuchnię, czyli zamrażalka, pralka, deska do prasowania, miotły, mikrofala, kosz na śmieci i karma dla psów. Poza tym całe mnóstwo foremek do pieczenia, książek kucharskich, wielkich garnków, środków czystości, ręczników, obrusów i serwetek, sadzonek w doniczkach i miliona innych drobiazgów, które nie są używane przez nas na co dzień.

5. Marzy mi się wymiana krzeseł na inne i przemalowanie stołu... najprawdopodobniej ciemną bejcą.

6. W przyszłym roku sprzedam lampy znad stołu i wymienię je na inne - większe i bardziej dramatyczne.

7. Kuchnia od pół roku jest bez rolety na oknie - marzy mi się nowa, ale ciągle brakuje czasu na jej uszycie.

8. Cyferki, które są przyczepione do wiklinowych koszy z Ikea zamówiłam u Al z Czary z Drewna.

9. Obrazy z wyciętymi wzorami liści kupiłam kilka lat temu w TK&Maxx.

czwartek
lut072013

Jak sama zrobiłam boazerię

Kilka miesięcy temu (chociaż wydaje się, że o wiele dawniej), zrobiłam mały remont w kuchni. Mój mąż smacznie spał po nocce, a mnie chwyciło ADHD (tak sobie żartobliwie nazywam mój zapał do pracy). Bardzo podobają mi się boazerie do połowy ściany i przymierzałam się do zrobienia takowej na ścianie za stołem. Gdy w głowie zapalało się czerwone światełko z myślą 'nie poradzisz sobie sama' od razu wmawiałam sobie "Jak to? Ja mam czegoś nie potrafić?' I z tą determinacją wzięłam się do pracy.

Boazeria - brzmi skomplikowanie, ale wbrew pozorom było łatwiej, niż myślałam! Grunt do dobry klej, ostra piła i dokładne odmierzanie obcinanych kawałków listw. I tak krok po kroku, systematycznie powstało to:

Poniżej kilka zdjęć, które udało mi się zrobić podczas pracy, a które przybliżą Wam proces tworzenia boazerii:

Zdjęcia nie są ani ładne, ani ostre, ale uwierzcie mi - ciężko się skoncentrować na ostrości zdjęć, gdy praca wre ;) 

Użyłam trzech różnych rodzajów listw drewnianych, ponieważ zależało mi na eleganckim wykończeniu, które będzie również pełniło rolę półki na obrazki i inne ozdobne drobiazgi. Klej spełnił swoje zadanie - dzięki niemu nie mamy niepotrzebnych dziur w ścianach, a praca była przyjemnością. Na przedostatnim zdjeciu możecie zobaczyć, że wystarczyło zabezpieczyć łączenie trzech listw taśmą malarską - niczym więcej, tak mocno chwyta! 

Ewentualne luki, które mogły powstać przy łączeniu dwóch listw razem, wypełniłam wypełniaczem do drewna, który po wyschnięciu trzeba zetrzeć papierem ściernym. 

Boazerię pomalowałam na biało, resztę ścian na ten sam kolor, który mamy w przedpokoju. No i eraz myślę "A może by tak zrobić coś takiego na reszcie ścian w kuchni?'. Jak myślicie?

Ściskam mocno i do usłyszenia jutro,

PS. Właśnie sobie uświadomiłam, że zupełnie zapomniałam pisać po angielsku! No nic - od jutra znowu zacznę :) Teraz uciekam do fryzjera :)