Laurze Ashley mówię NIE!
Tydzień temu razem z moją przyjaciółką, a zarazem przyszłą druhną na moim ślubie, postanowiłyśmy zrobić wypad na miasto. Pooglądałyśmy buty, sukienki na ślub (dla niej), aż w końcu trafiłyśmy do Laury Ashley. Każda z Was zna tą nazwę, prawda? Jest to ekskluzywna marka kojarzona z pięknymi przedmiotami do dekoracji domu, biżuterią oraz odzieżą. Pierwsze wrażenia były dobre - zachwycałam się pięknymi, choć dość drogimi drobiazgami, starannie udekorowanym sklepem oraz pięknymi zapachami, które roznosiły się po sklepie za sprawą perfum dla domu. Jednak gdy zaczęłam przyglądać się bliżej niektórym produktom, w oczy zaczęła mi się rzucać nazwa "Made in China'. Z zaciekawieniem zaczęłam podnosić coraz to nowe przedmioty, co potwierdziło tylko moje obawy, że 90% wystawionych na sprzedaż artykułów zostało wyprodukowane w Chinach!
Prawdą jest, że nie obawiam się kupować rzeczy, które zeszły z linii produkcyjnej w Szanghaju. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: jest recesja - tak wygórowaną cenę mogę zapłacić za ręcznie wykonane przedmioty będąc szczęśliwą, że wspomogłam lokalną gospodarkę. Tymczasem gdy tak eksluzywny i drogi sklep jak Laura Ashley sprzedaje rzeczy wyprodukowane w Chinach w cenie, która odpowiada lokalnie i ręcznie zrobionym przedmiotom - coś jest nie tak! Do tego wszystkiego dochodzi uczucie zawodu - wchodząc do tego sklepu spodziewałam się jednak czegoś więcej, niż metek z napisem "Made in China". Laurze Ashley mówię stanowcze NIE!